http://la-terra-del-pudding.blogspot.com/
i miejmy nadzieje, ze tam Bill nie siegnie.
Zapraszamy!
Nie da sie tego czytac, ani ogladac, ani edytowac, ani nic z tym zrobic.
Skur… Bill.
Na razie zatem przerwa.
Ide szukac nowego miejsca w sieci.
Day 590th
[14 Oct 2010] ::MIEJSCE NA REKLAMĘ ::
(…)
Jest zimno.
Wszak, zdaje się, nie krytycznie.
Tubylcy nadal pocinają w japonkach.
(…)
Próbujemy turlać Dynię.
Do prób turlania Dynia odnosi się raczej sceptycznie
… bardzo sceptycznie…
gdyż zwykle zacina się przy podwójnym axlu.
Pot i łzy.
Gdy czasem uda jej się skoordynować rzut ciałem i ponownie ląduje na plecach, wydaje z siebie najrozkoszniejszy z możliwych gulgot zadowolenia, a oczy ma przy tym w zdziwieniu okrągłe jak dwufuntowe monety.
Podstępna, nagła i bezgraniczna słodkość Dyni – we wszystkim, co robi, nawet jeśli wyje w opcji infinite loop (!) – poważnie zagraża mojej trzustce.
©kaczka
Day
589th
[13
Oct 2010] ::MIEJSCE
NA REKLAMĘ ::
(…)
Pochwalone
niech będą matki stanu (przed)wojennego.
Matki
od pieluch tetrowych, od kolejek po kubańskie, pancerne pomarańcze,
od mleka w szklanych butelkach ze srebrnym kapslem, od mlecznej zupy
z kożuchem, od przecieranych przez sito warzyw.
Matki
od marchwiowo-azotanowego soku z sokowirówki.
Matki
od szarego mydła i krągłych pralek z wyżymaczką.
Matki
od reglamentowanego mięsa i wyrobów czekoladopodobnych na kartki.
Matki
od ręcznie szytych kretonowych spodni i od dzierganych na drutach
swetrów.
Matki
od rosołu z cherlawych, żylastych kur.
Matki
od wiejskich jaj znoszonych przez cherlawe i żylaste kury.
Matki
od ciepłej wody grzanej w garnkach i od naszyjników z rolek papieru
toaletowego.
Matki
od niedostatku.
Matki
od końca z końcem.
Matki
od niemocy.
Matki
od nadprzyrodzonej umiejętności organizowania.
…
Jak
prosto i wygodnie być dzisiaj matką.
(…)
Wstałam
o poranku.
Słowa
zamarzły w powietrzu i spadły na podłogę jak sople.
…
brzdęk…
Suche,
mroźne powietrze.
Zapach
ziemi.
Nawet
pasują do niego te świąteczne w sklepach dekoracje.
(…)
Zbliża
się wróżka (Pro)Zębuszka.
Albo
też Dynia strzyka śliną i ogryza sobie ręce do stadium Wenus z
Milo wyłącznie z przyczyny pospolitej wścieklizny.
©kaczka
Day
588th
[12
Oct 2010] ::MIEJSCE
NA REKLAMĘ ::
(…)
Miałam
dobry pomysł na wakacje 2011.
Gdzie
tam dobry!
Znakomity.
I
nic z tego.
Mikro-Dynia
wymaga makro-dorosłej-opłaty.
Trzy
razy makro-dorosła-opłata nie mieści się w moim budżecie.
Jest
mi przykro.
–
Zostawmy
mikro-Dynię rodzicom.
– przekonuje Norweski.
Na
miesiąc?
Roczną
Dynię?
Do
kitu.
(…)
KOMUNIKAT
SPECJALNY
(Na
wypadek, gdybym
pewnego
dnia zniknęła.)
Plotki
okazały się prawdziwe.
Bill
z nowym rokiem zamyka blogi.
Co
robić, gdzie pisać, jak żyć?
Bieżącą
stronę można podobno uratować przenosząc ją do WordPressu.
Myślę,
jednak, że mam dosyć Billa, jego macek i rekomendacji.
Poszukiwania
nowego miejsca w sieci trwają.
©kaczka
Day
587th
[11
Oct 2010] ::MIEJSCE
NA REKLAMĘ ::
(…)
Był
czas, gdy Dynia zasypiała o siódmej po południu i wstawała o
siódmej o świcie wraz z pierwszym trelem Norweskiego
budzika.
–
To źle. –
powiedziała Rodzona Matka. – Udowodniono
naukowo, że dzieci, które nie jedzą w nocy, w wieku lat trzech nie
sięgają po ‘Wojnę i Pokój’, nie zostają honorowymi członkami
Mensy, ani nie komponują swojej pierwszej symfonii.
Od
wstawania w nocy powiększa się IQ.
Nawet
wiem, dlaczego.
Prostym
transferem z mózgu niewyspanej matki.
(…)
Fiona
The Physio orzekła, że jednak
się kręci.
Dyniowa
głowa.
Co
nie było łatwo udowodnić, gdyż Dynia – Mistrzyni Dywersji miast
demonstrować niebywały progres, była raczej w nastroju:
Aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa!
Zabierz mnie stąd natychmiast, matko! oraz
możecie
stanąć na głowie, ja będę oglądać żyrandol.
Przekupiona
książkami, wprawiła ostatecznie w osłupienie personel medyczny
umiejętnością koncentracji.
To
z pewnością od nocnych przekąsek.
©kaczka
Day
586th
[10
Oct 2010] ::MIEJSCE
NA REKLAMĘ ::
(…)
Październik.
Koniec
karnawału.
Wyścig
gumowych kaczek w miejscowym cieku wodnym, tym szkicowanym bez
opamiętania przez Konstabla, mocno nas rozczarował.
Fatalnie
zainwestowany funt.
Październik.
Dwadzieścia
stopni.
Kawa
w nieujarzmionym ekosystemie ogrodu.
Lost
World.
Tylko
czekać – wciśniętym w leżak – aż zza następnego źdźbła
trawy wyłoni się tyranozaur.
(Takie
są tu, dzięki naszym ogrodniczym talentom, proporcje fauny do
flory.)
Po
dziewiętnastej matki mają wychodne.
Prosto
w pianę wanny.
Ze
znalezionym w pociągu żurnalem w lśniącej, wodoodpornej okładce.
Z
żurnala łypią modelki odziane w haute
couture.
Z podłogi łypie odzież znaczona terytorialnie przez niemowlę.
A
wszystko to wśród świeczek poutykanych w naczynia po czekoladowych
sufletach.
Z
inspiracji doktora Doriana (‘Scrubs’).
...
I
bless the rains down in Africa…
[mryg]
©kaczka
Day
585th
[9
Oct 2010] ::MIEJSCE
NA REKLAMĘ ::
(…)
Przyobiecałam
na kolanach Frau Norweskoleśnej,
że
nie wyrzucę.
(Mam
taką wśród Norweskoleśnych
opinię,
poniekąd zasłużoną, że co wezmę w ręce, to wyrzucam.
Oni
zbierają, kolekcjonują, kumulują, gromadzą.
Ja
wyrzucam.
Bądź
oddaję Armi Zbawienia.
(Ostatnio
Norweski
zaczął
ukrywać dobytek – konkretnie torbę dziadówkę oraz egzemplarz
prozy Dana Browna – w swojej w szafce w pracy z obawy przed moją
destrukcyjną mocą.)
Oczywiście,
że nie wyrzucę.
Pierwsze
wydanie ‘What
do people do all day?’
Richarda Scarry w wersji teutońskiej.
[‘Mein
allerschönstes Buch vom Backen, Bauen und Flugzeugfliegen.’ Jak
zwykle dosłowne tłumaczenie tytułu (!)]
Zaczytane
na śmierć przez obu Norweskoleśnych.
Pojechaliśmy
do Sherborne, na book
fair,
szukać introligatora.
Łatwiej
znaleźć kwiat paproci, a taniej – złote runo.
Odrzuciliśmy
ofertę za
śmemset funtów,
zjedliśmy śmiertelnie
poważnie imbirowe
ciastko (seriously
gingery ginger cake)
i wróciliśmy do domu.
Kupiłam
on-line kilka kilometrów taśmy do restaurowania papieru.
(…)
Agencik
wynajmu nadesłał prolongatę umowy.
Na
adres Zakontek
Fieśniaka 202.
[pisownia
prawie oryginalna]
Drobiazg,
że mieszkamy w zaułku
o zupełnie innym, nieparzystym numerze.
Dobrze,
że listonosz umie czytać.
(Lub
że trwale zapadłam mu w pamięć niejednokrotnie otwierając drzwi
z Dynią przy nagiej piersi.)
(…)
–
Dynio,
Dynio, pies mówi hał, hał, hał…
–
Dynio, Dynio, matka twoja się myli. Pies mówi wał, wał, wał.
Jasne
(!).
Wał
Pomorski.
Albo
wał rozrządu.
(…)
Znośna
ciężkość bytu.
Stud
muffin.
[mryg]
©kaczka
Day
584th
[8
Oct 2010] ::MIEJSCE
NA REKLAMĘ ::
(…)
Nie
sposób opisać, jak bardzo się znika przy niemowlęciu.
Jak
bardzo się już nie jest.
Sobą?
Dla siebie?
Efekt
uboczny.
Przyjmuję
bez żalu.
Bo
wiadomo, Dynia jest doskonała.
Doskonałość
Dyni nie podlega dyskusjom.
Ale
chciałabym, aby na kwadrans, raz dziennie, ktoś mi Dynię wyciął
z mózgu.
Przywrócił
ustawienia fabryczne.
Wyłączył
nieustanną opcję czuwania.
Rozprasował
na czole zmarszczkę frasunku.
(…)
Jesień.
Dwadzieścia
stopni.
Dynia
mężnie obnosi swój pierwszy katar.
Ja
mniej mężnie – poczucie winy.
E.
obroniła doktorat.
M.
i G. kupili jezioro.
W.
zmienia stan cywilny (!!!).
We
wsi odpust i karnawał.
©kaczka
Day
583rd
[7
Oct 2010] ::MIEJSCE
NA REKLAMĘ ::
(…)
Jak
onegdaj wiozło się krem Nivea
z Budapesztu, tak i Norweski
wiózł z Bullerbyn przedmioty najpierwszej potrzeby.
Zasłony.
Przygody
Labana oraz skumbok
o
Muminkach.
Czteropak
skarpet.
Wdzianko
w grzyby.
Oraz
kuchenne
ścierki.
Dotkliwie
odczuwam niemożność transportu lodów Daim
oraz
osiemnastopaku sushi z suszarni przy Drottninggatan.
©kaczka