~ On Her Majesty's Secret Service ~

27 grudnia, 2009

296-299

Filed under: Uncategorized — kaczka @ 6:43 pm

Day
29
6th-299th


 

[25-27
Dec 2009] ::
MIEJSCE
NA REKLAMĘ :: 

(…)

Świąteczny
błogostan.

Rozkoszny
bukiet klasycznych kuchennych zapachów.

(Ryby,
grzyby, sałatki, pieczyste).

Słowiańska,
tradycyjna apostrofa rzucana przy każdym otwarciu w mocno wypchaną
czeluść lodówki:
I
kto to wszystko zje?

Za
nią słowiańskie, tradycyjne, histeryczne:
przecież
wy nic nie jecie!

Nocne
rozgrywki planszowych hazardzistów.

Pakowanie
walizek.

Dziś
F. z
Norweskim
zwiedzają
stolicę.

Jak
przypuszczam dyskutują głównie o wyższości/niższości
szwajcarskiej gwardii, zegarków i gramatyki.

Wczoraj
z F. zwiedzałyśmy wyprzedaże.

(Sztandarowa
marka otwarta od świtu.)

Niesłychanie
przyjemnie robi się zakupy w towarzystwie F.

Gdybyż
tylko rozmiar XS choć trochę marszczył jej się na odstających
częściach korpusu!

©kaczka

24 grudnia, 2009

295

Filed under: Uncategorized — kaczka @ 2:45 pm

Day
29
5th



[24
Dec 2009] ::
MIEJSCE
NA REKLAMĘ :: 

(…)

Miałam
sen.

We
śnie tym byłam bliska kolacji w towarzystwie Bruce’a Willisa.

(Bruce
mieszkał w hotelu robotniczym przy takiej górce, z której w
dzieciństwie zjeżdżałam na sankach.)

Gdybym
tylko uporczywie w tym śnie nie myliła go z Robinem Williamsem.

To
prawdopodobnie przez tego Robina, Bruce ostatecznie się obraził i
nawet nie chciał podpisać mi się na wyciągniętej z kieszeni
fakturze.

Naciągnął
beret i bez słowa zniknął za horyzontem snu.

O
magio sałatki z kartofla spożywanej przed snem!

(…)
Wczoraj
spadł grad, przeszła burza, lunął deszcz.

Dzisiaj
drogi są jak lodowisko.

Jeśli
dobro powraca bumerangiem, to zło – bólem głowy.

(Diler
wiśniowego myśli, że nie umiemy ni czytać, ni liczyć.)

F.
wisi gdzieś nad Atlantykiem.

By
usiąść i myślą ogarnąć tych, którzy nas lubią i tych, o
których się martwimy, jesteśmy gotowi.

Jeszcze
tylko
Norweski
dokroi
kartofli.

Jeszcze
tylko rozmrożą się uszka i filet akwariowy.

Udał
nam się ten rok.

(…
ale to materiał pod zakąskę z indyka. Na dzień dziękczynienia.)

(…)

Spokojnych
świąt.

K&N

©kaczka

23 grudnia, 2009

294

Filed under: Uncategorized — kaczka @ 9:54 pm

Day
29
4th


[23
Dec 2009] ::
MIEJSCE
NA REKLAMĘ :: 

(…)

Moja
korzyść majątkowa nie była przebrana za owcę.

(patrz:
http://www.malegria.blog.pl)

Na
przyjętą przeze mnie korzyść majątkową składał się chmielowy
sześciopak alkoholu i gargantuiczna puszka cukierków przyozdobiona
z wierzchu pakietem teutońskich pierników.

Według
załączonej instrukcji sześciopak był dla mnie, puszka i pierniki
dla
Norweskiego.

Tak
wyszło Zespołowi po burzliwej analizie hierarchii potrzeb mojego
małżeństwa.

Alkohol
był bezalkoholowy, lecz stoi na nim ‘spożywaj odpowiedzialnie’.

Mówią,
że dobro powraca bumerangiem.

Jeszcze
Wuj Philips nie przykleił znaczków na mikser, aby posłać go w
Dobre Ręce, a tu dobro powróciło sześciopakiem.

©kaczka

22 grudnia, 2009

293

Filed under: Uncategorized — kaczka @ 7:45 pm

Day
29
3rd


 
[22
Dec 2009] ::
MIEJSCE
NA REKLAMĘ :: 

(…)

Dzień
dwieście dziewięćdziesiąt trzy miał szanse zapisać się w
historii jako dzień, w którym kaczka zdobyła mikser (patrz:
http://www.zimno.blog.pl).

Albo
dzień, w którym (prawie) nikt nie przyszedł do pracy z powodu
trzech centymetrów śniegu.

Ale
utrwali się raczej jako dzień, w którym zadzwoniła F.

Zadzwoniła
i powiedziała, że [wulgaryzm] samolot nie odleci [wulgaryzm], bo
[wulgaryzm] nie przyleciał [wulgaryzm].

Logiczne,
prawda?

No,
tośmy sobie obie porzucały słowem nieobyczajnym.

F.
na lotnisku wśród narodu z torbami pełnymi karpia i karkówki.

Ja
brnąc przez śniegi.

F.
mówi, że w kolejce do informacji linii Bryana było jak za naszych
młodych lat, gdy naród stał w kolejkach po pomarańcze.

Zawiązały
się znajomości, ludzie zaczęli dzielić się dobrą radą i
karkówką, ktoś poinformowany krzyczał:
podobno
jest jeszcze dwadzieścia miejsc na lot z Bydgoszczy
,
ktoś wyjął wódkę, dzieci wyły.

Rzutem
na taśmę, F. zdobyła ostatni bilet na czwartek.

(Dzięki
czemu ma szanse pojawić się tu, jak raz, na przystawki z karpia.)

Rzutem
na taśmę przekonałam człowieka od biletów autobusowych, aby
upchnął F. do ostatniego autobusu w czwartek.

To
dopiero będą emocje.

Dojedzie
z tym makowcem, czy nie?

(…)

Oprócz
podpisów na kilku urzędowych dokumentach, kolejnych rat kredytu,
Arabelli
oraz trzynastu kaczek, łączy mnie z
Norweskim
fakt
dosyć wstydliwy.

Beverly
Hills, 90210.

Się
oglądało.

Na
obu brzegach Odry i Nysy Łużyckiej.

A
oto mamy spin-off.

Nowe
odcinki serialu.

Morały
ciosane jeszcze toporniej, fabuła jeszcze fantastyczniejsza, wiek
aktorów wskazujący na to, że w West Beverly Hills High pozostaną
w charakterze uczniów już do emerytury.

Miód.

Cytat,
acz nie dosłowny, gdyż dosłowność umknęła nam wśród
niepohamowanych kwików radości (sezon pierwszy, odcinek
czternasty):

Nauczyciel
literatury:
Po
tylu latach pracy… skończyły się dni mego Stowarzyszenie
Umarłych Poetów… Jestem wypalony.

Kelly:
You’re
burned out? You’re 23.

You’re
burned out? You’re 23.

Na
trwałe wchodzi do naszego wokabularza.

©kaczka

21 grudnia, 2009

292

Filed under: Uncategorized — kaczka @ 9:23 pm

Day
29
2nd


 


 

[21
Dec 2009] ::
MIEJSCE
NA REKLAMĘ :: 

(…)

The
Day After Tomorrow.

Zasypało
nas i odcięło drogi.

BA
gubi bagaże.

Sypie
dalej.

Mamy
prąd, ciepłą wodę i zielony groszek w puszkach.

Mnie
się tam podoba.

Tylko
do alarmów przeciwpożarowych wolałabym mieć pod ręką kożuch
niźli sterczeć długie kwadranse w zaspie odziana w podkoszulkę.

(…)

F.
pyta, czy ma wieźć suszarkę.

Przezornie.

Suszarka
będzie jak znalazł, aby wydmuchać sobie tunel w śniegu.

©kaczka

20 grudnia, 2009

290-291

Filed under: Uncategorized — kaczka @ 10:25 pm

Day
29
0th-291st


 


 

[19-20
Dec 2009] ::
MIEJSCE
NA REKLAMĘ :: 

(…)

Śnieg.




Mocno
nadwyrężyłam się sprzątaniem. Skąd to skoro mansarda ma taki
skromny areał?

Zaprzęgnięty
do sa
ń słowiańskiej tradycji, Norweski
mocno
się doń zniechęcił polerując srebra, wanny, grzyba i piekarniki.

(-
Grzyb?
Grzyb to jeszcze nic! My mieliśmy w domu skórzane żuki!

Współczuć,
cholera, czy zazdrościć?)

Ubraliśmy
choinkę.




Norweski
uwarzył
sałatkę z kartofla.

(Niepomny
salmonelli ukręcił i majonez, gdyż najkategoryczniej w świecie
odmówił konsumpcji przetworu ze słoika.)

Że
w innym kolorze zabrakło, kupiliśmy wiśniowy.

Na
kredyt.

Drażni
mnie, że przedmieściejemy.


©kaczka

18 grudnia, 2009

289

Filed under: Uncategorized — kaczka @ 6:09 pm

Day
289
th



 


[18
Dec 2009] ::
MIEJSCE
NA REKLAMĘ :: 

Jej
Sprawiedliwość Cox uratowała Boże Narodzenie.

Tymczasem,
czego nie dokonały związki zawodowe, sprawił śnieg.

Sparaliżowało
Heathrow i okolice.

Ten
naród nie znajduje satysfakcji w prostych rozwiązaniach typu sól,
piasek, łupane kamienie, czy tak jak ostatnio, pompa strażacka.

Tydzień
temu zalało przejście podziemne pod pobliską ulicą (ten naród
lubuje się w krecich tunelach), odcinając nam bezpośredni dostęp
do kultury i supermarketu.

Czym
zalało?

Nie
wiadomo.

Jak
raz nie przeszła nad nami żadna tropikalna ulewa, ani nawet
najzwyklejszy deszcz.

(Nasiąkamy
Atlantykiem?)

Po
dwóch dniach rzucania się na oślep przez autostradę, aby dostać
się na drugi brzeg, zadzwoniłam do magistratu.

Magistrat
przełączył mnie do Działu Dróg, Przejść Podziemnych i Kanałów.

Dział
się zasępił, bo aaaaaaa… cóż tu zrobić w takiej sytuacji?

Wykopać
obok drugie przejście podziemne, przerzucić nad autostradą kładkę,
oplakatować miasto, zamontować na autostradzie sygnalizację
świetlną…

A
może tak wypompować wodę z tunelu?
(!)

Wypompowali
(wiadrami? szklanką? łyżeczką do herbaty?).

Po
pięciu dniach.

Cud,
że nikogo nie przejechało, bo naród rzucał się między
samochody jak ropuchy w okresie godowym.

Szóstego
dnia Dział Dróg zadzwonił oczekując pochwały.

Więcej
już nie zadzwonią.

(…)

Blada,
sucha, omączona bułka wypchana smażonymi w oleju frytkami z
keczupem.

W
formie obiadu.

Zemdliło
mnie na widok.


Masz
rację

– powiedzieli –
tak
się nie powinno jadać…


frytki do takiej bułki muszą być o wiele tłustsze.

(…)


i
wytłumacz im, że nie mam dla nich czasu, bo jeszcze pomyślą, że
ich ignoruję.

Pomyślą?

Oni
są przekonani, że ich ignorujesz.

I
mają rację.

Gdybyś
ich nie ignorował to znalazłbyś pięć minut, żeby z nimi
porozmawiać.

O
tym też nie było na zajęciach dla charyzmatycznych liderów?

(…)

W
drodze do domu spotkałam człowieka w szaliku, szortach i gumowcach.

Nie
jestem z
tego
świata.

©kaczka

17 grudnia, 2009

287-288

Filed under: Uncategorized — kaczka @ 5:41 pm

Day
28
7th-288th


 


 

[16-17
Dec 2009] ::
MIEJSCE
NA REKLAMĘ :: 

(…)

Pada
śnieg.

Taki
trochę z wyprzedaży.

Co
spadnie to się roztopi.

Nie
narzekam, liczą się intencje.

(…)

Idą
święta.

Hekatomba
drobiu i warzywa.

Gdzie
nie pójdę karmią indykiem, brukselką i marchwią.

Kulinarny
kanał.

Machnęliśmy
ten kwiz w świątecznej atmosferze – jedni przebrani za bałwanki (z
horroru), jedni za kobiety z brodą, jeszcze inni za organizatorów –
i padliśmy martwi.

W
tych przebraniach.

Zaraz
znowu indyk, brukselka i marchew.

Nie
narzekam, choć rodziny indyków i marchwi mogą mieć uzasadnioną
pretensję.

(Na
łzy sierot po brukselce pozostaję niewzruszona.)

©kaczka

15 grudnia, 2009

286

Filed under: Uncategorized — kaczka @ 7:14 pm

Day
28
6th


 


[15
Dec 2009] ::
MIEJSCE
NA REKLAMĘ :: 

(…)


nie groźna mi też talasemia, którą to miałam rzekomo
odziedziczyć w spadku po wujku Juanie Rodriguez i ciotce Mercedes
Dolores, a następnie w prostej linii przekazać potomstwu.

Jak
magik króliki z kapelusza, tak NHS wyciąga (nie chcę wiedzieć
skąd) kolejne zaginione wyniki.

Szkoda,
że nie te, które naprawdę spędzają mi sen z powiek.

Jem
pestki dyni.

Żelazo
zgrzyta mi w zębach.

Śledziona
łupie trwałą kolką.

Jakimś
by-passem krew ją omija, czy ki diabeł?

(…)

Projekt
przeszedł dwa kolejne audyty.

Jedna
trzecia z głowy.

A
końca i tak nie widać.

(…)


Tylko
się nie derwuj.

mówi Zespół i podsuwa krzesełko, na które łagodnie opadam.

Dwa
miesiące temu omsknął im
się przecinek na wydruku.

Oto
leżą przede mną dwa miesiące wyników, które należy powtórzyć
przed końcem Chanuki.

Wbrew
pozorom, jestem kwintesencją, kondensatem dobrego samopoczucia.

Kwiat
lotosu na lustrzanej tafli jeziora to przy mnie znerwicowany
histeryk.

Nie,
nie mogę ich zabić.

To
byłoby nielogiczne.

Kto
odwaliłby tę robotę jeszcze raz z przecinkiem we właściwym
miejscu?

(…)

Tkwić
tu w grudniu, na tym zapyziałym, zagrzybionym kawałku lądu, szurać
nogami w resztkach świątecznych krakersów i potykać się o kości
indyków?

Zachwycająca
perspektywa, panie McCluskey.

©kaczka

14 grudnia, 2009

285

Filed under: Uncategorized — kaczka @ 10:08 pm

Day
28
5th


 

[14
Dec 2009] ::
MIEJSCE
NA REKLAMĘ :: 

(…)

No,
tośmy sobie, jak się zdaje,
polecieli.

Wesołych
Świąt, British Airways.

Żeby
cię obesrało.

(…)

Z
ciekawostek.

Mam
anemię.

(To
dlatego tak mnie łupie śledziona?)

Nic
dziwnego.

Przy
takiej ilości utoczonej krwi i takiej liczbie powtórzonych i
ponownie zatraconych wyników?

(Jakie
szczęście, że ten z poziomem żelaza się znalazł.)

(…)

Z
ciekawostek.

Na
dziesięć dni przed Wigilią, spróbujcie tu kupić gazetę z
programem telewizyjnym lub kostium świętego Mikołaja.

©kaczka

Older Posts »

Stwórz darmową stronę albo bloga na WordPress.com.